Kiedy rano otwieram oczy pełne radości,
Myślę, że zaraz powrócę do rzeczywistości.
Z powiek ciężko sny szczęśliwe znikają,
Ze wschodem słońca marzenia umierają.
Narodziny prowadzą do zgonu,
I żałobnego bicia dzwonów.
Życie takie wieczne,
Choć kruche?
Czemu człowiek, który żyje,
Wciąż cierpi jeszcze?
Jak człowiek malutkim ruchem
Zabija muchę...
Tak proszę, Boże,
Może mnie tak nożem...
Nie wiem, czy coś mnie czeka,
Ale śmierć jest najlepsza dla takiego człowieka.
Takiego jak ja - dumnego jak paw,
Niepewnego jednej myśli,
Na którą odpowiedź się nie przyśni.
Czekając na uśmiech, docenienie,
Mam wrażenie,
Że nigdy nie nastąpi to co przykazane,
Że zawsze nadejdzie następny poranek.
I znów jak dzień przed dniem,
Odrzucę moje myśli w otchłań, w cień.
I czekać dalej na słowo pozostało,
Które nigdy jeszcze ciałem się nie stało.