Gdzieś daleko w gęstwinie
Leżał na nagiej dziewczynie
W gwieździstą noc
Beztrosko ciepły Koc.
Hamem się nazywał,
Bo, gdy kobietę przykrywał,
Rozgrzewał się należycie
I wydawał wilcze wycie.
Kocyk układał się ślicznie,
W ramiona wciskał ustawicznie.
Kobieta zadowolona z Hama,
Czuła, że nie jest sama.
Słoneczko wstało już,
Otwarło pąki róż,
Pojawiła się Hania
I koniec było spania.
Gdy zobaczył Ją Ham,
Zaczął się kram.
Rozległ się szelest łkania
I zbladła śliczna Hania.
Pan Ham przepraszał, przytulał,
Pasował jak ulał.
Lecz Hania oburzona
Odepchnęła wnet puzona.
Różnica zbyt wielka; Koc Hani
Do Hama.
Koc Ham rani
Koc Hanię i jest plama.