Fabryki Śmierci (Thu Apr 1 23:40:34 2003) - Michał Sternadel Fabryki Śmierci (Thu Apr 1 23:40:34 2003)

Światło: Zapal | Zgaś

Fabryki Śmierci (Thu Apr 1 23:40:34 2003)

Dodano: 30.04.2007, 01:00:10

Delikatnie wsunął się głęboko w nieograniczone czeluście nieznanego zapachu, po czym zmyślnie wypuścił to co miał do zaoferowania. Uciekł i pozostawił po sobie coś, co stanie się śmiercią, co umrze przez niego, przez nich, co stanie się trupem, będzie żyło tylko po to, by umrzeć, wyprodukowane w fabryce śmierci. Mężczyzna długo nie zastanawiał się, czy wlać eliksir, czy wyprodukować kolejną śmierć. Magiczny płyn został podarowany ludzkości, aby ci używali go roztropnie. Jednak nikt tak go nie używał. Klark lubił pracować, uczył się od filozofów, wiedział, że człowiek żyje dla pracy i dzięki pracy. Ojciec nauczył go kreować, był dla niego bogiem, powiedział, że czasem jest to złe lecz sam pracował w fabryce, sam zgotował setki umarłych. Nie mógł się on powstrzymać od przyjemności tworzenia za każdym razem innej śmierci w tysiącach fabryk, nie mógł się wyzbyć swoich zwyczajów, chciał zatapiać, wylewać, kreować śmierć. Umarł. Pasje ojca spełzły na syna, niczym na spadkobierce wielkiego majątku, Klark uśmiechnął się, po czym zaczął szukać fabryk, w których mógł znaleźć zatrudnienie. Nie było trudno znaleźć w ówczesnych czasach fabryki, która zatrudniłaby do pracy silnego mężczyznę. Przedsiębiorstwa potrzebowały mężczyzn, jak ludzie śmierci. Po kilku miesiącach mężczyzna zatopił się w pracy jak ojciec, pracował, produkował pierwszą śmierć w swoim życiu, zabijał tak beztrosko jak dziecko zabija bańkę mydlaną. Zostawił w fabryce to, co uważał za siebie, cząstkę siebie samego, małą kruszynkę, aby zaowocowała w śmierć. Wkładał w prace swoje ogromne serce, miło mu się w fabryce pracowało do samego świtu, odszedł po tym, jak magazyn zapełnił się nasionami śmierci, które wkrótce miały wykiełkować, przynosząc ciemność. W dzień swoich urodzin Klark poszedł ze znajomą na kawę do pobliskiej kawiarenki pana Ravena. Czuł do Zosi coś, czego nie był nigdy w stanie opisać. Często wyobrażał sobie, że są klockami idealnie pasującymi do siebie, w snach widział jej płomienne włosy, oczy ciemne jak kawa, którą właśnie podała kelnerka. Zosia była zgrabną dziewczyną o nieco wychudłej twarzy, jednak z piersi jej iluminowało jakieś dziwne ciepło. Jako jedyna ze społeczeństwa nie wiedziała, gdzie znajdują się fabryki śmierci, nie wiedziała co to jest śmierć dokładnie, tyle co z opowiadań wujka Johna o jej rodzicach, którzy umarli na wojnie. Nie mówiła dużo, tylko uśmiechała się co chwilę, gdy Klark szeptał kolejne anegdotki. Widać było, że rodziła się właśnie miłość, mimo, że nie w romantycznym miejscu, jakim była kawiarnia o szarych ścianach, ale czy miłość nie może narodzić się na zgliszczach? Kiedy jednak dłoń Klarka zbliżyła się do palców Zosi, ona szybko odsunęła się, wstała i wybiegła w pędzie do domu. Nazajutrz Klark musiał wykreować więcej śmierci w fabrykach, gdyż zapotrzebowanie na nią wzrosło. Zjadł więc duże śniadanie, odmówił pacierz i pomaszerował do pracy. Wkładał dzisiaj z rozmachem, jakby był bardzo zdenerwowany i chciał agresywnie wypuścić całą swoją złość. Jak na złość nie poczuł żadnego zmęczenia, a fabryki prawie pękały od siły pchnięć magicznego narzędzia do tworzenia ciemności. Klark nie czuł już błogości ani nawet przyjemności ze swojej pracy, kiedyś była dla niego radością, teraz przynosi tylko pieniądze potrzebne na kolejną kawę i chleb. Klark zaczął zastanawiać się, po co w ogóle człowiekowi potrzebna jest śmierć. Słusznie zauważył, że śmierć jest nagrodą, że każdy jest na nią skazany, nawet jeśli jest kryminalistą. Myśli śmierci automatycznie połączyły się z myślami o Zosi, jakby ona była kolejną śmiercią, co odbiera dech z piersi, która kradnie serce, życie, rozum i całego człowieka, dając w zamian tylko prawo do przedwczesnej śmierci, do wybrania pośród sztyletów najpiękniejszego i najdłuższego. Klark przypomniał sobie słowa swojego ojca: Miłość to śmierć. Gdy zakochasz się, biada ci, idź lepiej na kacet, na rzeź, ale nie trwaj w przekleństwie! Klark miał bałagan w głowie, wiedział, że jego ojciec też kiedyś się zakochał, dlatego codziennie wieczorem spoglądał na zdjęcie jakiejś kobiety, które sprytnie chował, zawsze w innym miejscu, nie sposób było go znaleźć. Klark pamiętał łzy ojca. Nie chciał popełnić błędu, wyszedł i zabił się. W dziwnych okolicznościach ktoś odnalazł list ojca Klarka, w którym napisane było, że zakochał się on w Sylwii -- jednej z fabryk, w których pracował. Pozwolił jej urodzić śmierć, skazał ją na cierpienia nie godne człowieka, na zbrodnie, którą Sylwia musiała dokonać, choć nie chciała. Urodziła dziecko, które umarło. Nasze społeczeństwo jest fabryką śmierci.


Dodaj komentarz

Szybki kontakt:

Pozostaw zółtą karteczkę-wlepkę pod adresem:
Kraków, ul. Pawia 3 z id: #776AFFDA# oraz wiadomością. Jak nie zginie -- odczytam.

Ostatnie fotografie


Paproć
Paproć

Grzyb
Grzyb

  Więcej...