W zacienionym gniewie ukrył się szaleniec,
Zniknął w dzień jak księżycowe cienie.
Wierzę, że powróci, by zabić się.
Wiem, że nie mógł tego rzec.
Miłość traci barwy cudowne,
Zakrywa się w nienawiści,
W obrazach malowanych przez cichych.
Wiem -- miłość odżyje na wiosne.
Nie moja, ma żyje przez wieczny krąg,
Twoja -- tak, umarła przy narodzinach.
Pewnie znów moja wina,
Ale nie ważne przecież, to mnie boli.
Żyję zasnuty w szmaragdzie bez granic,
Widzę kolor symboliczny,
-- zielony, taki przecież śliczny.
Chcę go jednak spalić.
Przedawkowałem cierpienie i ból,
Łykałem nadzieje i cud,
Chcę zamienić się w lód,
Wiem -- nie będę nic czuł.