Okryłem puchem Jej ramiona,
Schowałem zdjęcia w szklane myśli.
Poczułem oddech na ustach przeszywający.
Pomoc nie przyjechała na czas.
Wpadłem...
Zagrałem ostatni raz na pianinie,
Zatopiłem się znów w czerwonym winie.
Poczułem ciepłą pustkę
-- czyżby nadzieja ogrzała?
Nie, umarłem, to tyle.
Widziałem Ją, płynęła samolotem.
Obok Niej pływał ratownik.
Nie ratował mnie, flirtował
Na moich oczach.
Wbili nóż głęboko w pierś.
W szumie nieogolonej brody,
Usłyszałem wołanie.
Nie do wolności, nie do swobody.
To Ona wołała,
Bym nie mógł Jej zapomnieć.
Chciałbym być papierem,
Zgniecionym,
Pomiętym, potarganym
I spalonym.
Być przez chwile w Jej dloni.