Chwiejne myśli z oddechem ulatują,
Szukają wstrętu w życiodajnym bagnie.
Patrzą na dziewczynę, na...
I umierają, dumnie, nagrzane na wieki.
Pachną kwiaty na grobowcu myśli,
Przenoszą ich przesłanie z pyłkiem
Nos wdycha zapachy skażone.
Wszystko powraca z upiornym płaczem.
Nieład w głowie serce zaprowadza.
Z krwią płyną łzy.
Tak, młody chłopiec napisał,
Niepoważny syn urojonej nicości!
Zakochał się powtórnie w namiastce,
Podpalił świece, nalał wino.
Chciał na prawdę być z dziewczyną,
Ale wino się skończyło.
Wgłąb duszy Jej nigdy nie wkroczył,
Płakał jak zabijane niemowle.
Modlił się sam do siebie o śmierć,
Zabrakło słowa nawet na pożegnanie.
Żyje nadal chłopiec zkazany,
Nie ma w sobie wiary.
Co krok powraca do wspomnień magicznych.
Wie, że oczu nie będzie, oczu Jej ślicznych.
Właśnie waha się między śmiercią, a udręką,
Chciałby chociaż słowo usłyszeć.
Pisze słowa naciętą ręką.
Z otwartym od bólu sercem.
Tłoczy dobre uczynki, stara się zbić przyjaźń,
Odsuwa od ludzi,
By trwać w samotnym ustroju,
Zostać wrzuconym do gnoju.
Kocha nadal.
Czy to błąd?
Kocha kochać,
Znika stąd.