Byłaś wspaniałą łzą,
Nie płakałaś -- nie umiałaś.
Byłaś oziębła, gdy umierałaś,
Stawałaś się pyłem.
Płonęłaś na policzku,
Zamiatając głód i ból.
Spływałaś dzielnie,
Rozdzielałaś się na pół.
Gdy nuta nadeszła,
Zawachałaś się.
Lecz zostałaś wierna,
Scieżyneczce swej.
Upadłaś na siano,
Które ogniem podgrzano.
W ognisku odległym
Od ciepła ludzkiego.
Zapomniano o tobie,
Łzo najukochańsza.
Wybaczyłaś im wszystkim,
Grając weselnego marsza.
Oko zrodziło kolejną,
Podzieliła twoje losy.
Była bardziej chwiejną
Namiastką polnej rosy.
Gdy spływała po nosie,
Gardło zatonęło w głosie.
Wrzeszczało, płakało,
Bo nic już nie zostało.