W odległej przeszłości (Sun Aug 3 20:14:39 2003) przemknęło przez moją głowę pytanie: Co jest ważne? Niewątpliwie obecnie każda jednostka ma swoje przekonania, wie, co ustawić na piedestale, ale to przecież jednostka. Jednostka nigdy nie stworzy jedności, nie będzie całością.
Były epoki w dziejach życia ludzkiego, kiedy dla człowieka był najważniejszy bóg, były takie, kiedy to człowiek dla człowieka był cudem, były, że był dla drugiego chlebem, kiedy nauka przejęła zamiłowania ludzkie, co się stało? Poprzednie wartości wgnieciono w piach. Niby technika miała służyć człowiekowi, a jednak odsuwa go od społeczeństwa. Czytając dzisiaj gazety można zauważyć tylko tyle..., że czyta się gazety. Kiedyś tego nie robiono. Dzisiaj telewizor, komputer, telefon stał się ważniejszym od istnienia ludzkiego. Dzisiaj człowiek wydaje się być elektronicznym portretem samego siebie, wykreowanym wpierw w twórczym, jeszcze młodocianym, nieletnim umyśle, który głupiejąc z wiekiem i zdobyczami techniki po prostu przejął wcześniejsze o sobie wyobrażenie i kontynuuje fikcyjny już swój wizerunek w elektronicznym świecie.
Moje wywody nie mają na celu przedstawić szkodliwości techniki, wręcz przeciwnie. Chciałem zauważyć jedynie, że człowiek od niepamiętnych czasów zaczyna się w technice gubić, a zagubienie... Zagubionego łatwiej pożre wygłodzony wilk, bo człowiek nie będzie wiedział, do której chaty się schronić, czy do chaty ze słomy, czy z drewna, czy z cegieł. Mogę napisać, że świeca -- wynalazek techniki oświecił ludzkość w dwóch kierunkach. Ludzie zaczęli odkrywać więcej naukowych pierwiastków, ale także zasiedli wieczorem przy stole, pijąc wino, debatując, kojąc duszę niekiedy bardzo poetycką i jakże wyodrębnioną z ogółu społeczeństwa.
Obecna technika nie rozwija już ani serca, ani umysłu. Wręcz przeciwnie -- przekreśla wartości duchowe i wycofuje intelekt na rzecz samej siebie. Po cóż przecież człowiek będzie się uczył robić czegoś, skoro jakaś maszyna potrafi go zastąpić za naciśnięciem magicznego guziczka? No, może nie przesadzając zbytnio -- czasem technika porusza uczucia, bo efekty są piękne, czasem podgrzewa umysł ciekawego świata człowieka, ale... wkrótce większość czynności zastąpi wciśnięcie guziczka. Wymyślając coraz to różniejsze rzeczy wymyślamy dla siebie pracę, która kiedyś nie istniała i która kiedyś, w niedalekiej przyszłości, przestanie istnieć. Dlaczego nie istniała? Bo nie przynosiła żadnej korzyści. Jest to z jednej strony dobre, bo można coś zjeść, mimo, że pracuje się umysłem. Z drugiej strony... monotonna praca umysłowa ogłupia chyba najbardziej na świecie. Wkrótce głupota będzie bardzo pożądana przez tych, co będą umieli pomyśleć, a na pewno nie będzie szkodliwa, bo wcisnąć guziczek każdy głupiec potrafi. Człowiek uzależniony od zdobyczy techniki, przepracowany traci chęci na poznanie drugiego pierwiastka, który zgodnie z historią również jest budulcem jego ciała -- poezji.
Opasłe cielsko grozy spowija się powoli na moje zmarszczone od zdziwienia własnymi przemyśleniami czoła, zapalając płomień bojaźni przed jutrzejszym dniem, w którym to nie obudzę się jako rozmarzony (Crede, quod habes, et habes), malutki człowieczek z duszą krystalicznie niedoskonałą lecz czystą. Boję się stracić resztę tych cech, które kiedyś same kierowały dłonie do kreowania tego, czym same były. Boję się utraty pasji na rzecz pracy, którą to zaraz wymyślę albo ktokolwiek (oby) wymyślił dla mnie.
Za chaotyczny, bo mniej więcej taki miał być, tekst przepraszam czytelników o mniejszym stopniu zrozumienia wnętrza mego.