Około tydzień temu nawiedził mnie pomysł na zrobienie czegoś, z czego każdy teraz powinien się zaśmiać. Dziś właśnie ukończyłem -- małe, nieowłosione, plastikowe żyjątko o metalicznym endoszkielecie, zbudowanym ze stopu żelaza, glinu oraz miedzianych kości kończyn. Zielone oczy już nie mogą się doczekać, aż przeniosę Phelipe'a na łono natury, trawę, promienie słoneczne, runo leśne. Docelowo jednak wyląduje na meblu, zasilając tym samym pustkę, przy krokodylku. Złośliwi mogą mnie przekonywać, że przecież miałem i wciąż mam ważniejsze rzeczy do roboty. Może tym razem mieliby rację. Obiecuję sobie, że w najbliższym czasie zastanowię się dłużej przed wykonaniem czegoś podobnego. Wbrew pozorom, wykonanie czegoś takiego nie trwa długo. Mamusia chciała jakąś żabkę. Stwierdziłem jednak, że to nie jest zajęcie dla mnie.